niedziela, 17 października 2021

NOWOŚCI KOSMETYCZNE - MINISTERSTWO DOBREGO MYDŁA

NOWOŚCI KOSMETYCZNE - MINISTERSTWO DOBREGO MYDŁA
   Dawno się u nas tyle nie działo. Ciągłe zmiany, wyjazdy, wizyty powodują, że czas leci mi niesamowicie szybko i nadejście jesieni nie dobija mnie tak bardzo jak w poprzednich latach. Ale to dobrze... bo nie siedzę w domu i nie marudzę, bo zwyczajnie nie mam na to czasu :D Po kolejnym intensywnym weekendzie mam chwilę, żeby posiedzieć sobie na kanapie z herbatą w ręku i tabletem na kolanach. Aż dziwnie mi, że nigdzie nie pędzę ale to jedyna chwila żeby napisać post, bo jeśli dziś tego nie zrobię to w tygodniu na pewno nie znajdę czasu na bloga :P




W związku z tym mam dla Was dziś post o moich ostatnich kosmetycznych nowościach. Choć nie są to kosmetyki nowe dla mnie, to wiem że część z Was może ich nie kojarzyć :)


MINISTERSTWO DOBREGO MYDŁA :klik:


MDM to rodzinna manufaktura założona przez siostry Anię i Ulę. MDM powstało z miłości do naturalnych mydeł a obecnie oprócz samych mydeł oferuje też wiele innych kosmetyków do twarzy i ciała. Wyselekcjonowane surowce wysokiej jakości, przemyślane składy i formuły, zero ściemy i naciągania klienta na cokolwiek i cudowna, przyjacielska relacja z klientem to coś, z czy Ministerstwo Dobrego Mydła mi się kojarzy. Z ciekawością śledzę socjale marki i wyczekuję nowych produktów. Uwielbiam to, jak ekipa z MDM relacjonuje proces twórczy i drogę, jaką kosmetyk przechodzi od samego pomysłu, przez trudy produkcji aż do rąk klienta. Nie ma tam miejsca na kreowanie wyidealizowanego obrazu marki doskonałej. Widać za to, że zdarzają się pomyłki, niewypały, potknięcia, kolejne próby i zmiany a ostatecznie też sukcesy. Mam ogromny sentyment do marki, ponieważ dzięki niej tak naprawdę zaczęłam interesować się kosmetykami naturalnymi. Nietuzinkowe opisy kosmetyków, którym daleko do standardowych, wzniosłych i pochwalnych opisów kosmetyków na stronach innych producentów totalnie skradły moje serce, A pierwszy raz o marce pisałam zupełnie na początku mojej blogowej przygody :klik




HYDROLAT RÓŻANY :klik:


    Wielokrotnie podkreślałam, jak wielką miłośniczką hydrolatów jestem. I to właśnie od hydrolatu MDM ta miłość się zaczęła. Nie mogło więc zabraknąć go na mojej liście zakupów i tym razem. Hydrolaty różane zazwyczaj kupowałam dla Mamy Aldony, której skóra ma tendencje do zmian trądzikowych i zaczerwienień. Pomyślałam jednak, że będzie on świetnym dopełnieniem serum i kremu, który również zamówiłam, gdyż wszystkie mają w składzie coś z róży. 
Hydrolat z róży damasceńskiej Ministerstwa Dobrego Mydła jest ekologiczny i pochodzi z południa Francji. Ze względu na swój zapach ma świetne działanie aromaterapeutyczne ale oprócz zmysłów, koi też skórę, łagodzi podrażnienia, obrzęki i świetnie odświeża skórę. Co do zasady ma również nawilżać skórę, lekko ją napinać i delikatnie wygładzać zmarszczki. 




SERUM RÓŻA - MALINA :klik:


    To serum to mój game changer. Wracam do niego jak bumerang i zachwycam się nim przy każdym użyciu. Mimo swojej olejowej formuły serum jest niesamowicie lekkie i jeśli trzymać się dwóch prostych zasad, wchłonie się niemal całkowicie. Serum należy aplikować na zwilżoną skórę oraz nie należy przesadzać z ilością. W innym przypadku możecie być pewni tłustej warstwy na skórze ;) Zaraz po nałożeniu serum, skóra nabiera zdrowego koloru i staje się bardziej promienna. Uwielbiam ten efekt, gdyż mam dość jasną skórę i jesienią wyglądam szczególnie blado. Zapach jest nie do opisania. Słodki ale soczysty, intensywny ale jednocześnie relaksujący. Czuć i różę i malinę, słodko- kwaśny duet, który chętnie nosiłabym jako perfum. Otula skórę i utrzymuje się na niej niezwykle długo. Serum głęboko nawilża skórę, działa wygładzająco i wyrównuje koloryt skóry, napina ją i cudownie odżywia. Dzięki swojej lekkiej formule nie zapycha porów ani nie obciąża skóry, która odwdzięcza się blaskiem i miękkością. 




    A w składzie znajdziemy bardzo dużo dobroci. Olej z dzikiej róży, skwalan, olej z nasion malin, pachnotki oraz dyni, olej z owoców buriti, lecytynę, olej rycynowy, tokoferol, stabilną formułę witaminy C, Kolenzym Q10 oraz uwodniony retinol. Świetnie sprawdzi się w pielęgnacji skóry odwodnionej, szarej, zmęczonej i generalnie KAŻDEJ, która potrzebuje miłości, bo w tej małej buteleczce miłości jest mnóstwo. Serum reguluje wydzielanie sebum, łagodzi drobne podrażnienia, wygładza i uelastycznia skórę i "redukuje zło świata" :D Może być stosowane na dzień i na noc, pod krem, zamiast kremu a także pod makijaż. To moje serum idealne, mój ulubieniec, moja codzienność gdy je mam i tęsknota gdy tylko się kończy. Jeśli nie znacie, to zdecydowanie powinniście poznać :)




KONFITURA RÓŻA- MALINA :klik:


    Tego gagatka również miałam już okazję poznać i polubić, dlatego z nieskrywaną radością do niego powróciłam. Konfitura jest lekkim ale bogatym kremem do twarzy, którego zadaniem jest ją rozpieszczać, dopieszczać, pielęgnować i kochać. To pielęgnująca bomba o zapachu lata, słodkich róż i malin. Zapach zachwyca tak samo jak w przypadku serum, bo jest niemal identyczny. Dobrze się wchłania, poprawia wygląd skóry, podnosi poziom nawilżenia, wygładza i ujędrnia a makijaż się na nim nie ślizga ani nie roluje. Świetnie sprawdza się w duecie z Serum Róża-Malina ale także solo. Skład oparty na oleju z dzikiej róży wzbogacony jest między innymi o glicerynę, betainę, naturalny konserwant z rzodkwi, olej z nasion malin, skwalan, wyciąg z owoców palmy kokosowej, komórki macierzyste jabłka, wyciąg z korzenia lukrecji, koenzym Q10, kwas mlekowy, olej z nasion słonecznika, estry z jojoby i oliwy z oliwek, skwalen oraz pochodną kwasu L-askorbinowego. Konfitura została stworzona przez kobiety i dla kobiet, by zapewnić skórze ogrom dobroci, miłości i troski.




    Miłą niespodzianką były dołączone do paczki próbki mydełka ananasowego. Osobiście nie miałam jeszcze okazji stosować mydeł tej marki głównie dlatego, że wolę mydła w płynie. Jest to jednak dobra okazja, by się odrobinę z tematem zapoznać i być może spróbować wymienić płynne mydła na te w kostce :) 




Bardzo jestem ciekawa, czy znaliście wcześniej kosmetyki Ministerstwa Dobrego Mydła. Czy mieliście okazje poznać ich działanie na własnej skórze lub chociaż słyszeliście o tej marce? Koniecznie dajcie znać w komentarzu :)


piątek, 8 października 2021

FOTOMODELING PART 12 - EVA SEN - 2020

FOTOMODELING PART 12 - EVA SEN - 2020
Dobry wieczór! 
   Powolutku się u mnie wszystko uspokaja. W mieszkaniu jest coraz przytulniej, ja wdrażam się w nowe służbowe obowiązki i poznaję się z nowymi współpracownikami. Zaczyna mi się tu podobać i coraz bardziej mnie to uświadamia w tym, że zmiana pracy była dobrą decyzją. Pożegnanie w starej pracy nieco mnie wzruszyło. Dostałam od chłopaków kwiaty, kosmetyki i wino. Spędziłam z tymi ludźmi bardzo fajne chwile i będę ich ciepło wspominać. Trzeba jednak iść dalej ku lepszemu :)

    Wrzesień bardzo szybko mi minął, ale przy tej intensywności to nic dziwnego. W październik weszłam z nową energią, dużymi oczekiwaniami i pewną dozą ciekawości :) Jaki będzie ren miesiac? Wszystko wyjdzie z czasem :)



A dzis powrót do dawno niewidzianej serii, czyli wrzucamy na tapetę fotomodeling i wodne zdjęcia z ubiegłorocznego pleneru Adela Photo Phatology :)




    W 2020 roku, po sześciu latach przerwy, na dobre wróciłam do fotomodelingu i do bywania na plenerach fotograficznych. Naprawdę nie wiedziałam jak bardzo mi tego brakowało dopóki tam nie pojechałam. Nawet nie będę próbowała Wam tego opisać, bo zwyczajnie się nie da. Musicie mi wierzyć na słowo ;)

EVA SEN :klik:


    I po tych sześciu latach miałam okazję ponownie stanąć przed obiektywem Ewki, która jest niezwykle charyzmatyczną kobietą i świetną Panią fotograf. Jej prace były wielokrotnie wyróżniane przez vogue.it . Ewa tworzy piękne portrety, akty oraz edytoriale. Po naszym pierwszym spotkaniu w 2014 roku obie czułyśmy pewien niedosyt, dlatego jak tylko nadarzyła się okazja, wybrałyśmy stylizację i zaczęłyśmy działać. Przyznam, że gdy Ewa kazała mi wskakiwać do basenu trochę się obawiałam, że zmarznę, gdyż zbliżał się już wieczór. Okazało się, że niepotrzebnie, bo woda w basenie była podgrzewana :D A jak już nastał wieczór i skończyły się sesje zdjęciowe, wszyscy z chęcią korzystali z ciepłej kąpieli i rozmów przy basenie ;)






    Plenery fotograficzne mają to do siebie, że rzadko kiedy jest się z fotografem sam na sam. Wiadomo, że zawsze można iść gdzieś "w las" gdzie nikogo nie będzie, ale czasem najatrakcyjniejsze zdjęciowo miejsca są właśnie w centrum wszystkiego, jak ten basen. Mnie widownia zawsze odrobinę stresuje, bo choć mocno z tym walczę to mam gdzies w głowie swojego chochlika, który mówi mi "...oni cię oceniają, na pewno wygladasz głupio, robisz coś nie tak...". Strasznie się wtedy krępuję, usztywniam i mam ochotę poprosić, by zostawiono mnie i fotografa na osobności. Ale nigdy nie mam na to odwagi xD Jednak wbrew temu chochlikowi, który szepcze mi do ucha i podsyca moją nieśmiałość, na plenerach "gapie" ZAWSZE służą dobrą radą, pomocną dłonią i życzliwym uśmiechem. Bo przyjeżdżamy tu wszyscy żeby się poznać, pobawić i nauczyc czegoś od tych lepszych od siebie a nie się nawzajem oceniać i krytykować. Fajnie było sobie przypomnieć na własnej skórze, że tak to właśnie na plenerach jest, i że za to właśnie uwielbiam brać w tym udział.





    Do zdjęć wykorzystałyśmy moją złotą sukienkę z lumpeksu, która świetnie współgrała z błękitem wody i czerwienią ust. Makijaż wykonałam sama, pazury tez mojej roboty :P






    Patrząc na te zdjęcia jest tylko jedna rzecz, do której mogłabym się przyczepić... odcinająca się na dekolcie opalenizna xD Odkiedy wróciłam do regularnego pozowania zwracam na takie rzeczy większą uwagę i staram się opalać bardziej "rozsądnie" takich ostrych krawędzi było jak najmniej ;)






Dzisiejszy post jest dość krótki, pisany w pociągu w drodze do domu rodzinnego ;) 
Mam jednak nadzieję, że zdjęcia Wam się podobają :)

Miłego weekendu kochani!





Copyright © in progress , Blogger