piątek, 9 września 2022

PACHNIDŁA DO DOMU - MANUFAKTURA NASTROJU

PACHNIDŁA DO DOMU - MANUFAKTURA NASTROJU
    Lato powoli się kończy, wieczory są coraz krótsze i chłodniejsze. Jestem ciepłolubna, wiec na sama myśl o jesieni i zimie robi mi się smutno. Zaraz znowu będzie trzeba założyć grube buty i kurtki i szale i swetry... Naprawdę po stokroć wole upały i ciepły letni deszcze niż chłód :(




    No ale nic nie poradzę, taki mamy klimat i trzeba to wziąć na klatę :P Oczywiście, są rzeczy, które w jesieni lubię, i które mi ten czas uprzyjemniają, więc mam zamiar celebrować te wszystkie rytuały, miłe drobnostki i czasoumilacze, by przetrwać ten czas ;) Jedną z takich rzeczy są świeczki, których jesienią i zimą wypalam bardzo dużo :)



MANUFAKTURA NASTROJU :klik:


    To bydgoska wytwórnia świec i wosków sojowych, która działa w nurcie zrównoważonego rozwoju oraz troski o naturę. Kupując produkty Manufaktury nastroju możecie być pewni, że są one bezpieczne dla otoczenia i powstały bez wyrządzania szkody naturze. Opakowania, w których zamknięte są świece nadają się do recyklingu ale z powodzeniem można je także ponownie wykorzystać do przechowywania różnych rzeczy. 

CZARNA PORZECZKA Z JAŚMINEM I PACZULĄ


    Świeca zamknięta jest w solidnym słoju z ciemnego szkła z plastikowym, zakręcanym wieczkiem. W wosku zatopiony został szeroki, drewniany knot, dzięki któremu świeca topi się równomiernie, i o ile pilnujemy minimalnego czasu palenia, nie grozi nam tunelowanie. 
    Zgodnie z opisem, który znajdziemy na stronie Manufaktury Nastroju, zapach ma przywoływać wspomnienie rodzinnego domu, ogrodu pełnego kwiatów i owoców. Zapach tej świecy ma się kojarzyć beztrosko, przytulnie ale i lekko nostalgicznie. To bardzo owocowo-kwiatowe połączenie przełamane lekką słodyczą i aromatem ziemistej paczuli.




    Wąchając świecę "na zimno" czuć mocno owocowe aromaty i lekką słodycz. Lubię takie zapachy, gdyż podczas palenia pięknie się ze sobą przeplatają i wypełniają przestrzeń. Porzeczka i jaśmin zdecydowanie dominują w pierwszych momentach palenia, jednak po dłuższej chwili do głosu dochodzi paczula. Jest to bardzo wyraźny, przebijający się aromat, który wbrew pozorom nie dusi ani nie przytłacza. Trochę się obawiałam, że paczula  "zepsuje" mi ten owocowo-kwiatowy duet, ale już przy pierwszym paleniu zmieniłam zdanie. Wszystkie aromaty świetnie się uzupełniają i czynią tę świecę naprawdę wyjątkową. Sprawdzi się ona i w ciągu ciepłego dnia, jak i chłodnego wieczoru pod kocem i z książką. Jeszcze przez kilka godzin po zgaszeniu świecy czuć jej aromat w powietrzu. Moja świeca ma aż 500ml, więc zapowiada się wiele miłych wieczorów :)









poniedziałek, 22 sierpnia 2022

KOSMETYCZNE RECENZJE PART 29 - POLEMIKA OD TOPESTETIC

KOSMETYCZNE RECENZJE PART 29 - POLEMIKA OD TOPESTETIC
Czołem kochani! 
    Sierpień zasuwa jak szalony i zaskakuje mnie co chwila. Choć prawie pół miesiąca spędziłam "sama", bo P dużo wyjeżdżał służbowo, to i tak będzie to dla mnie niezapomniane lato <3 
Napiszę Wam o tym kiedyś w bardziej osobistym wpisie, bo chcę tu mieć to wspomnienie :)


Ale oczywiście... przychodzę dziś do Was z recenzją kosmetyczną z współpracy ze sklepem TOPESTETIC! A jakże :D



POLEMIKA :klik:


    Polemika to miłość matki do swych dzieci, których imiona składają się na jej nazwę - Pola i Mika. Ta polska marka powstała z miłości, ciekawości i potrzeby dbania o bliskich. Polemika, czerpiąc z dobrodziejstw natury, daje nam bezpieczną i skuteczną pielęgnację skóry. Odpowiedzialne podejście do natury, którym kieruje się marka, to nie tylko staranna selekcja najlepszych składników, ale także troska o środowisko i jego zrównoważony rozwój, poprzez stosowanie opakowań nadających się do recyklingu. 
    Sama marka, jak i jej produkty, zostały docenione i posiadają certyfikaty jakości, m.in. Viva!, Kobieca Marka Roku 2020, Peta approved, vegan i wiele innych. 


PRZECIWSTARZENIOWY KREM POD OCZY :klik:


    Ten przeciwstarzeniowy krem pod oczy ma dwa proste zadania. Redukować oznaki starzenia i rozświetlać okolicę oczu. Systematyczne stosowanie kremu pozwoli upiększać i w odpowiedni sposób pielęgnować delikatną skórę wokół oczu. Formuła oparta na naturalnych składnikach (aż 98,05%) jest jednocześnie lekka i skuteczna w walce ze skutkami upływającego czasu. W składzie znajdziemy: tłoczony na zimno olej ze słodkich migdałów; wyciąg z zielonej herbaty, który działa łagodząco; olej z nasion bawełny działa odżywczo, ochronnie i regenerująco; masło shea; mikę, która odpowiada za efekt natychmiastowego rozświetlenia; masło kakaowe, które wzmacnia cement międzykomórkowy; sproszkowane liście herbaty Matcha, które mają silne działanie przeciwstarzeniowe; wosk z borówki Berry Wax zmiękcza skórę i pełniąc funkcję okluzyjną uszczelnia skórę i wpływa na jej nawilżenie; wyciąg z alg; kwas hialuronowy o dwóch wielkościach cząsteczek; olej z nasion słonecznika; kofeina; tokoferol oraz kwas cytrynowy.





    Zacznę może od tego, że krem zamknięty jest w bardzo wygodnym i praktycznym opakowaniu. Dozownik pozwala wydobyć odpowiednią ilość kosmetyku bez potrzeby pchania paluchów do słoiczka. Bardzo lubię takie rozwiązania,, ponieważ są bardzo higieniczne. Krem ma bardzo delikatny, ledwo wyczuwalny zapach a jego konsystencja jest niezwykle lekka. Na okolicę obojga oczu wystarczy już niewielka kropelka kosmetyku. Produkt szybko się wchłania i pozostawia skórę niezwykle miękką i rozświetloną. Oczywiście bardzo dobrze nawilża i pielęgnuje skórę nie powodując podrażnień czy wyprysków. Mimo zawartości oleju ze słodkich migdałów i masła shea nie pozostawia po sobie tłustej warstwy i całkowicie się wchłania. Dzięki temu makijaż oka dobrze trzyma się skóry, nie spływa ani nie roluje się w załamaniu powieki. Jednak działanie kremu, które najbardziej mi przypadło do gustu to efekt rozświetlenia, który jest natychmiastowy. Zawartość drobno zmielonej miki pozwala uzyskać piękny efekt glow i nadać skórze blasku. Efekt jest piękny! Bardzo subtelny, ale na mnie zrobił bardzo dobre wrażenie. Po zastosowaniu kremu moje cienie wokół oczu są wyraźnie rozjaśnione i ostatnio często pomijam nakładanie korektora na tę okolicę, gdyż efekt glow pięknie podkreśla oko i odświeża spojrzenie. Co więcej, często w lekkim, dziennym makijażu nakładam odrobinę kremu także na kości policzkowe i łuk kupidyna. Daje to piękny, subtelny a przede wszystkim naturalny efekt rozświetlonej skóry całej twarzy i podkreśla opaleniznę. Przeciwstarzeniowy krem pod oczy urzekł mnie tym pięknym blaskiem.



PEELING- MASKA :klik:


    To połączenie maski i peelingu jest propozycją dla osób zmagających się z lekkimi niedoskonałościami skóry twarzy. Jako peeling łączy sobie trzy czynniki eksfoliujące - enzymatyczny, mechaniczny i chemiczny. Pozwala to uzyskać efekt oczyszczenia, rozjaśnienia i wygładzenia już po pierwszym użyciu. Jako maska ma działanie silnie nawilżające, dzięki czemu skóra staje się bardziej elastyczna, miękka i odżywiona. Skład opiera się w 96,93% na naturalnych składnikach, z których możemy wymienić: mikrokrystaliczną celulozę, która pełni tu rolę czynnika mechanicznego; masło shea; odżywiający i regenerujący skórę olej z awokado; olej ze słodkich migdałów; ekstrakt z zielonej herbaty Matcha; skwalan będący składnikiem płaszcza lipidowego; tokoferol; oliwę z oliwek oraz jej pochodne i ekstrakty; wyciąg z rozmarynu działający przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo; papaina, która jest tu czynnikiem chemicznym; mocznik; prolinę, serynę i alaninę; które są aminokwasami i działają przeciwzapalnie; pantenol; sole kwasu hialuronowego; olej z nasion słonecznika oraz kwas cytrynowy
    Produkt należy stosować na oczyszczoną i osuszoną skórę twarzy, po czym delikatnie wmasować przez około minutę i pozostawić na skórze na kolejne 5 do 15 minut. Po tym czasie zmyć ciepłą wodą i osuszyć skórę. Dla uzyskania najlepszych efektów zaleca się stosowanie 2-3 razy w tygodniu.





    Bardzo ładna, minimalistyczna szata graficzna nawiązująca do natury zachęca, by sięgnąć po ten produkt. Matowa tubka z zamknięciem na klik jest bardzo wygodna w użyciu. Zapach, konsystencja i kolor znajdującego się w tubce kosmetyku jednoznacznie kojarzy się z naturą, gdyż na próżno szukać w nim barwników, sztucznych zapachów czy drobinek niewiadomego pochodzenia. Peeling- maska ma dość gęstą, kremową konsystencję, ale mimo to łatwo się rozprowadza na skórze. Nie zastyga na skorupę, ale żeby dobrze zmyć kosmetyk z twarzy trzeba chwilę pomasować skórę mokrymi dłońmi. Niestety ilość celulozowych drobinek jest mocno ograniczona, co dla mnie jest małym minusem i odczucia jakie zapewniają, bardziej przypominają masaż niż złuszczanie. Jednak nie skreśla to tego produktu, gdyż jako peeling enzymatyczno - chemiczny sprawdza się naprawdę przyzwoicie. Po zastosowaniu kosmetyku skóra jest wyraźnie wygładzona, lekko rozjaśniona i miękka. Czuć mocne nawilżenie i leciutki, otulający film, co dodatkowo potęguje efekt. Przyznam, że po pierwszym użyciu miałam takie "meh". No bo te drobinki powinny choć trochę drapać a nie drapały i nie czułam w zasadzie żadnego działania. Owszem, skóra była milutka i mięciutka, ale nie zauważyłam tak bardzo oczekiwanego oczyszczenia skóry. Dopiero po kilku użyciach zaczęłam zauważać, że skóra staje się gładsza, i jest na niej widocznie mniej zaskórników. Wystarczyło więc dać mu więcej czasu ;)





Spotkanie z Polemiką było bardzo przyjemnym doświadczeniem. Dobrze jest poznać kolejną świetną, a do tego polską markę, która oferuje skuteczne kosmetyki. Oczywiście całą gamę kosmetyków tej i innych marek znajdziecie w sklepie TOPESTETIC. Doceniam to, że bez względu na wartość zamówienia, przesyłka zawsze jest darmowa i realizowana ekspresowo. Jeśli chodzi o gadżety i próbki, to zawsze znajdziecie ich kilka w swojej paczuszce :)



środa, 27 lipca 2022

TAG: MOJE BLOGOWE SEKRETY

TAG: MOJE BLOGOWE SEKRETY


Siemanko!
    Nie pamiętam kiedy ostatnio wrzucałam taki luźny post. Uznałam jednak, że 3 rocznica bloga, która minęła całkiem niedawno to świetna okazja, by zamieścić tu coś innego niż kosmetyki ;) Zainspirowana postem u Agnieszki Kocie Czytanie postanowiłam zrobić swoją wersję TAG'u :)


Gdyńska marina wczesnym latem <3 Jedno z moich ulubionych miejsc


1. Ile czasu prowadzisz bloga i jak często publikujesz posty?

    Bloga prowadzę już trzy lata a posty pojawiają się raz, dwa razy w miesiącu. Chciałabym dodawać je częściej ale brakuje mi mocy przerobowych :P Czasem zwyczajnie doba jest za krótka :D


2. Ile razy dziennie zaglądasz na bloga i czy robisz to w pierwszej kolejności?

    W zależności od tego, czy dopiero dodałam  post, czy może ma on już kilka dni ta częstotliwość się zmienia :) Staram się jednak przynajmniej raz dziennie zajrzeć. Nie jest to jednak czynność priorytetowa.


3. Czy Twoja rodzina i znajomi wiedzą, że prowadzisz bloga?

    Owszem, najbliższa rodzina i znajomi wiedzą o moim blogu. Nie ukrywam tego specjalnie, bo nie widzę ku temu powodów :) Koleżanki często pytają mnie o radę w kwestiach np. doboru kosmetyków 


4. Posty jakiego typu interesują Cię u innych blogerek?

    W związku z tematyką mojego bloga najbardziej interesującymi postami u innych blogerek są te kosmetyczne i makijażowe. Następne w kolejce są posty kulinarne, bo lubię pichcić a ostatnio także wnętrzarskie. Niebawem zaczynamy remont mieszkania i przeglądam masę treści dotyczących aranżacji przestrzeni w mieszkaniu :D 


5. Czy zazdrościsz czasem blogerkom?

    Hm...Nie. Nie należę do tych zazdrosnych w złym tego słowa znaczeniu. Czasem widząc post z kosmetykami czy marką którą lubię, myślę "ale super! też chciałabym mieć z nimi współpracę/ dostać się na ich listę PR/ itp" ale ma to raczej pozytywny wydźwięk ;)


6. Czy zdarzyło Ci się kupić jakiś kosmetyk tylko po to, by móc go zrecenzować na swoim blogu?

    Raz mi się to zdarzyło, ale koniec końców recenzja w ogóle się nie pojawiła na blogu :P Dlatego nie kupuję już kosmetyków typowo "pod recenzję" :P


7. Czy pod wpływem blogów urodowych kupujesz więcej kosmetyków, a co za tym idzie, wydajesz więcej pieniędzy?


    Chyba nie. Nie jestem zbyt rozrzutna i staram się nie kupować kosmetyków "na zapas". Często i tak je potem rozdawałam lub wyrzucałam, bo traciły ważność. Czasem też boję się, że taki kosmetyk wypatrzony gdzieś na blogach może się u mnie zwyczajnie nie sprawdzić, a nie lubię wydawać kasy na buble :P


8. Co blogowanie zmieniło w Twoim życiu?


    Blogowanie na pewno wpłynęło na poprawę mojej świadomości względem potrzeb mojej skory a także kosmetyków i ich składów. Wiem, co służy mojej skórze, co mogłoby się sprawdzić w pielęgnacji włosów a co zupełnie odpada. W ogóle stan mojej skóry znacząco się poprawił, od kiedy zaczęłam prowadzić bloga i bardziej świadomie używać kosmetyków :)


9. Skąd czerpiesz pomysły na nowe posty?


    Większość postów dotyczy współprac, więc tutaj pomysły przychodzą same. Dodając posty fotomodelingowe staram się przekazać ciekawostki z fotograficznego półświatka, co bezpośrednio wynika z moich osobistych doświadczeń :) Czasem też podpatrzę coś ciekawego na innych blogach, jak np. ten dzisiejszy TAG :D


10. Czy miałaś kiedyś kryzys w prowadzeniu bloga tak, że chciałaś go usunąć?

    Jeszcze nie, ale wynika to pewnie z mojej dość krótkiej blogowej historii :) Mam jednak nadzieję, że taki kryzys nigdy nie nadejdzie :D Jeżeli mam przerwy w publikowaniu to wynikają one tylko i wyłącznie z braku czasu.


11. Masz jakieś rady dla początkujących blogerek?

    Na pewno się nie poddawać, nie zrażać i robić swoje. Ale z drugiej strony też nie zamykać się na nowe pomysły czy sugestie. Ja na przykład swój pierwszy szablon przerobiłam "po swojemu" i dopiero gdy wzięłam udział w audycie okazało się ilu rzeczy nie przemyślałam. Także twórzcie, ale też czytajcie, pytajcie i szukajcie odpowiedzi u bardziej doświadczonych :)


12. Kto robi Ci zdjęcia na bloga?

    Zdjęcia na bloga robię sama. Wcześniej telefonem, aktualnie lustrzanką Nikon D7200. Mimo, że w obecnym telefonie (iPhone 13) aparat ma świetne parametry, to jakoś przyzwyczaiłam się do mojej lustrzanki. Jestem w stanie uzyskać fajniejsze rozmycie i więcej głębi. Poza tym to też taki swojego rodzaju rytuał, któremu lubię się oddawać. Zaplanowanie i znalezienie dodatków, ustawienie "planu zdjęciowego" a potem już samo robienie zdjęć jest dla mnie bardzo satysfakcjonujące. 


13. Co najbardziej denerwuje Cię w blogach innych dziewczyn?

    Prawdę mówiąc nie ma takiej rzeczy. Może mi się coś nie podobać, czy przeszkadzać, ale dopóki nie jest to mój blog to raczej ignoruję takie rzeczy. Nie skupiam się na błędach, źle wykadrowanych zdjęciach itp, zostawiam komentarz (lub nie) i idę dalej :P Nie jest moją rolą moralizowanie, pouczanie czy poprawianie kogokolwiek na jego własnej przestrzeni :) Najgorszy typ to ten, który daje rady o które nikt nie prosił...


14. Ile zajmuje Ci przygotowanie posta?

    Czas przygotowania posta różni się w zależności od jego tematyki. Recenzja kosmetyku zawsze poprzedzona przynajmniej dwutygodniowym testowaniem w różnych kombinacjach. Potem zdjęcia, nad którymi spędzam kilka godzin. Aranżacja, zdjęcia, retusz no i sprzątanie. To wszystko potrzebuje czasu, szczególnie jak nie mam weny a nie lubię dodawać "byle jakich" zdjęć :D To taka moja zmora. Samo pisanie i edycja tekstu nie jest już czasochłonne. Posty zdjęciowo modelingowe to dość szybka akcja, bo jeśli mam temat to w zasadzie samo się pisze. 


15. Jak przerabiasz zdjęcia?

    Do przerabiania zdjęć używam Lightroom'a. Najczęściej posługuję się gotowymi presetami i dopasowuje je do własnych potrzeb kilkoma podstawowymi suwakami. Żadnej zaawansowanej obróbki ;) Nie jestem w tym temacie specjalistką, więc robię to trochę "na czuja" i według własnych upodobań.


16. Czy nadal uważasz swoje fotografie za amatorskie?

    Zdecydowanie tak :P staram się podpatrywać techniki fotografii ale to wciąż jest czysta amatorka :D Sprawia mi to jednak ogromną frajdę więc się nie zniechęcam :D Wciąż szukam inspiracji, gromadzę dekoracje i akcesoria, które urozmaicą moje zdjęcia i ułatwią ich wykonywanie :)




    Nie mogę uwierzyć, że to już 3 lata :D Blogowanie to świetna przygoda i znalazłam tutaj niesamowicie inspirującą społeczność :) Dziękuję Wam za wszystkie odwiedziny i komentarze. Naprawdę cieszę się, że mogę razem z Wami tworzyć blogosferę :) 










czwartek, 30 czerwca 2022

KOSMETYCZNE RECENZJE PART 28 - LAJUU OD TOPESTETIC

KOSMETYCZNE RECENZJE PART 28 - LAJUU  OD TOPESTETIC
    W końcu mamy lato!
Choć z początku kapryśne, rozkręciło się na dobre! Nic nie cieszy mnie tak bardzo, jak długi dzień i słońce wpadające przez okna od rana do samego wieczora. Uwielbiam ten moment powrotu z pracy, kiedy mogę się położyć na chwilę na kanapie i wygrzać się w słońcu, które pada przez balkon wprost na nią <3 Nie mówiąc o długich spacerach czy przesiadywaniu na plaży, co uwielbiam! <3 






    A jak już mowa o lecie i o tym, że śmiało można zakładać lekkie sukienki, to zapraszam Was na recenzję dwóch produktów, które na tę okoliczność świetnie się sprawdzą. Jeden do twarzy, a drugi do ciała. Oba pochodzą ze sklepu TOPESTETIC. Ciekawi? No to zapraszam :)





LAJUU :klik:


    To polska marka współtworzona przez Weronikę Rosati. Cała marka, jak i jej kosmetyki inspirowane są słoneczną Kalifornią. Lajuu w każdym swoim produkcie oferuje jej namiastkę, co pozwala choć odrobinę wczuć się w ten cudowny klimat. Co charakteryzuje markę LAJUU? Bogata w minerały i witaminy woda kokosowa, która jest bazą wszystkich produktów, składniki zaczerpnięte z bogatej i nieco egzotycznej natury Kalifornii a także zapachy, które rozpieszczają zmysły i uzależniają.
Marka w swojej działalności kieruje się dbałością o naturę i jej mieszkańców. Kosmetyki, ani żadne składniki wykorzystane do ich produkcji nie są testowane na zwierzętach. Ponadto produkty marki Lajuu są wegańskie, co potwierdza certyfikat fundacji Viva!




FACE CREAM DAY&NIGHT :klik:


    Stworzony dla potrzeb skóry delikatnej, odwodnionej i pozbawionej blasku. Ten krem działa antyoksydacyjnie, liftingująco i może być stosowany zarówno na dzień, jak i na noc. 95% składu tego kosmetyku to składniki naturalne i wegańskie. Wśród nich znajdziemy wiele ciekawych ekstraktów i olejków takich jak na przykład olej jojoba i olej z baobabu, który odżywia, regeneruje i intensywnie nawilża; olej z róży piżmowej, który jest bogaty w witaminy A i E; witamina C w stabilnej formie;  działający wygładzająco niacynamid; olej z krokosza barwierskiego, który koi podrażnienia; olej ze słodkich migdałów; sok ze świeżych liści aloesu; olej z nasion marakui, który jest bogatym źródłem NNKT, wyciąg z opuncji figowej, ksylitol czyli cukier brzozowy, który wzmacnia i nawilża skórę; Koenzym Q10, który ma bardzo silne działanie przeciwstarzeniowe; tokoferol oraz olej z nasion słonecznika.
    Poza wspomnianymi wyżej składnikami, producent wyróżnia kilka dodatkowych ale bardzo istotnych  dla kosmetyku elementów: komórki macierzyste z borówki brusznicy, ekstrakt z traganka, biomimetyczny peptyd, woda kokosowa, macerat z opuncji figowej a także ekstrakt z drzewa tara oraz z czerwonych alg. Krem został wzbogacony o aromaty zapachowe neroli i świeżej róży.





    Muszę powiedzieć, że urzekło mnie opakowanie i etykieta tego kremu. Kolor przywołujący lato zdobiony złotymi drobinkami świetnie zgrywa się z zapachem zamkniętego w słoiczku kremu. Doskonale czuć zapach neroli, wyczuwam także lekkie nuty brzoskwini oraz różę. Konsystencja tego kremu nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie leje się, ale też nie jest zbita, dzięki czemu łatwo i lekko się rozprowadza. Dodatkowo jest bardzo wydajny. Choć na wchłonięcie potrzebuje malutkiej chwili, to po wchłonięciu pozostawia skórę aksamitną, lekko napiętą i zmatowioną a jednocześnie nawilżoną. Dla mnie to bardzo nietypowe odczucia, ale bardzo przyjemne. Skóra jest miękka i nawilżona ale nie świeci się, tylko jest lekko matowa. Bardzo mi się ten efekt podoba. Co do świecenia... zawartość miki sprawia, że skóra jest rozpromieniona. Ale nie ma tej miki aż tyle, żeby cała twarz rozbłyskała milionami drobinek. To raczej bardzo subtelny efekt, który sama zauważyłam dopiero po kilku dniach stosowania. Krem na dzień i na noc od LAJUU świetnie współgra z makijażem. Choć latem rzadko nakładam na twarz coś więcej niż korektor pod oczy i puder mineralny, to testowo zrobiłam sobie kilka razy full makeup. Podkład się nie ślizga, nie zjeżdża a skóra się nie poci. Nie zauważyłam żadnych podrażnień czy wyprysków. Jestem bardzo zadowolona z działania tego kremu i jeśli szukacie czegoś lekkiego, ale nawilżającego, to ten krem spełni wasze oczekiwania. 





BODY SELF TANNER :klik:


    Ten balsam do ciała o właściwościach samoopalacza sprawdzi się w pielęgnacji skóry każdego rodzaju. Działa nawilżająco, odżywiająco a także pozwala uzyskać efekt skóry muśniętej słońcem. 95% zawartości balsamu to składniki pochodzenia naturalnego a spośród nich możemy wyróżnić: wodę kokosową, która pielęgnuje i poprawia wygląd skóry; nawilżający kompleks ksylitolu i kwasu hialuronowego; olej oraz estry jojoba, które wzmacniają i "uszczelniają" skórę; oleje z marchwi, marakui oraz makadamia wnikając w głębiej położone warstwy skóry intensywnie ją nawilżają i regenerują; tokoferol; olej ze słodkich migdałów; ekstrakt z buraka, który działa antyoksydacyjnie tak samo, jak  ekstrakt z zielonej herbaty. Substancją opalającą jest tu DHA czyli dihydroksyaceton.
    Przed pierwszą aplikacją zaleca się wykonanie dokładnego peelingu ciała oraz nawilżenie skłonnych do przesuszenia partii skóry, jak kolana czy łokcie. Balsam należy nakładać w niewielkiej ilości, dokładnie wmasowując okrężnymi ruchami, po czym umyć dłonie. Bezpośrednio po nałożeniu balsamu nie należy zakładać ubrania, by uniknąć plam czy nierównomiernej opalenizny. Efekt pojawi się po około 5-8 godzinach a do tego czasu powinno się unikać kontaktu skóry z wodą.






    Uwielbiam ten balsam! Pięknie pachnie, ma rozkoszny kolor i przyjemną konsystencję. Łatwo się rozprowadza i bardzo dobrze nawilża i napina skórę. Opalenizna, jeśli nie nałożycie zbyt dużej ilości balsamu, jest delikatna i wygląda naturalnie, a stopień opalenia skóry można łatwo budować.
Czy przy pierwszej aplikacji popełniłam wszystkie możliwe błędy? Mooooże? :P no dobra, może nie wszystkie. Na pewno nałożyłam zbyt dużą ilość balsamu, gdyż nie spodziewałam się tak lekkiej formuły. Balsam samoopalający, choć wygląda jak gęste masełko, jest przyjemnym, lekkim produktem. I chociaż nie zapomniałam o szczotkowaniu ciała, to oczywiście nie uniknęłam plam na skórze. Nic straconego, bo mogłam obserwować w jaki sposób opalenizna "znika" i tutaj też się nie zawiodłam. Opalenizna schodzi bardzo równomiernie. Przy drugiej aplikacji byłam mądrzejsza i mniejsza ilość balsamu uchroniła mnie od plam czy smug. Dużo dokładniej też wmasowałam produkt w skórę i po 10 minutach położyłam się spać. Ku mojemu zaskoczeniu, nie zauważyłam marchewkowych plam na pościeli. Nie mogę nie wspomnieć o tym, że mimo DHA w składzie skóra nie śmierdzi "spaloną kaczką" :P za co wielki plus. Poniżej możecie zobaczyć efekt przed i po. W tym przypadku była to dwukrotna aplikacja małej ilości balsamu samoopalającego. Sami widzicie, że efekt nie jest przerysowany. Żałuję tylko, że w składzie balsamu nie ma tej odrobiny miki, bo uwielbiam takie błyszczące balsamy :D 






Marka LAJUU to była dla mnie zdecydowana nowość. Jestem jednak bardzo pozytywnie zaskoczona tym pierwszym spotkaniem, gdyż zarówno krem jak i balsam do ciała, są produktami wysokiej jakości. Bardzo ładna szata graficzna, która przywołuje kalifornijski klimat. A słoiczki z ciemnego szkła na pewno wykorzystam ponownie ;)






Jeśli natomiast chodzi o sklep TOPESTETIC, to obsługa jak zwykle stanęła na wysokości zadania. Logowana szczotka do ciała była idealnym gratisem to kosmetyków, gdyż mogłam jej użyć przed nałożeniem balsamu do ciała. Nie zabrakło oczywiście próbek ;)







Czy marka LAJUU to nowość też dla Was? A może już gdzieś się z nią spotkaliście? 
A jak plany na lato? :) 




środa, 18 maja 2022

NOWOŚCI KOSMETYCZNE - START MY DAY OD NATURE QUEEN (+kod zniżkowy!)

NOWOŚCI KOSMETYCZNE - START MY DAY OD NATURE QUEEN (+kod zniżkowy!)

Cześć Wam!
    Jak już może pamiętacie, od jakiegoś czasu jestem ambasadorką marki Nature Queen.
Marka ostatnio dość prężnie się rozwija i co chwila wypuszcza nowe kosmetyki. Dziś przedstawię Wam najświeższy produkt z oferty marki NQ, jakim jest pianka do mycia twarzy.




START MY DAY :klik:

    Delikatna pianka o kremowej konsystencji świetnie sprawdzi się w codziennej pielęgnacji skóry twarzy, szyi i dekoltu. Dzięki zawartym w składzie ekstraktom, oprócz oczyszczania, ma działać ujędrniająco, nawilżająco a również rozjaśniająco. Bazą pianki jest woda i gliceryna. Oprócz nich w składzie możemy znaleźć także: kwas hialluronowy, który zadba o nawilżenie skóry; pantenol, który ukoi wszelkie podrażnienia i niedoskonałości; kofeinę, która pobudzi naszą skórę; wyciąg z korzenia żeń-szenia, który ją zregeneruje i odmłodzi oraz kwas cytrynowy, który delikatnie rozjaśni przebarwienia. 




    Pianka START MY DAY została umieszczona w praktycznym i wygodnym opakowaniu z pompką, dzięki której wydozujemy odpowiednią ilość kosmetyku. Pianka jest na tyle wydajna, że wystarczy już jedna porcja, by oczyścić skórę całej twarzy. Produkt delikatnie oczyszcza skórę nie powodując podrażnień ani nie wysuszając skóry. Wszelkie niedoskonałości goją się dużo szybciej, co jest zbawieniem, gdyż szczególnie przed okresem zdarzają mi się wypryski. Cytrusowy zapach świetnie pobudza o poranku, pomaga orzeźwić skórę i relaksuje wieczorem. Wrażliwcy również będą usatysfakcjonowani działaniem pianki START MY DAY, gdyż jest ona naprawdę delikatna - sprawdzone na moim P ;)







Jeśli nie znacie jeszcze kosmetyków marki NATURE QUEEN to serdecznie zapraszam Was do odwiedzenia sklepu internetowego marki :klik: Jestem pewna, że znajdziecie tam coś dla siebie :)





Do 21.05.2022 z kodem mamykochamy macie -30% na WSZYSTKO z okazji zbliżającego się Dnia Mamy :)
A do każdego zamówienia powyżej 150 zł bawełniana torba GRATIS! <3 



a Wy? Jakiej konsystencji kosmetyków do mycia twarzy używacie najczęściej? Żelu, pianki a może pasty? Dajcie koniecznie znać w komentarzu :)




POPRZEDNI POST Z TEJ SERIIKOSMETYCZNE RECENZJE PART 27 - NOWOŚCI NATURE QUEEN

poniedziałek, 25 kwietnia 2022

PIELĘGNACJA WŁOSÓW PART 4 - PHYTO OD TOPESTETIC

PIELĘGNACJA WŁOSÓW PART 4 - PHYTO OD TOPESTETIC
Święta, Święta i po Świętach ;)
    Zbliża się koniec kwietnia i sama nie wiem jak to się stało, że za moment będzie majówka ;) Mimo wszystko jestem zadowolona, bo pogoda się poprawia a i nastroje dopisują :) No i czego chcieć więcej?


Dzisiaj chciałabym przedstawić ciekawe trio marki PHYTO więc zapraszam Was do czytania :)






    Markę PHYTO poznałam już jakiś czas temu przy okazji testowania wcierki do skóry głowy, z którą bardzo się polubiłam. A post o niej możecie przeczytać :tutaj: Zarówno wcierkę, jak i kosmetyki z dzisiejszej recenzji poznałam dzięki współpracy ze sklepem TOPESTETIC





PHYTOPROGENIUM :klik:

    Ten ultra-delikatny szampon polecany jest do każdego typu włosów. Dzięki dobroczynnym prebiotykom chroni i pielęgnuję skórę głowy przywracając jej równowagę. Wyciąg oraz proteiny owsa zmiękczają włosy, wzmacniają cebulki i stymulują wzrost włosów. Do tego wykazują działanie przeciwłupieżowe oraz przeciwłojotokowe. Świetnie więc sprawdzą się w przypadku nadmiernie przetłuszczającej się skóry głowy. Pantenol koi podrażnienia a wywar z malwy tonizuje i odżywia. W składzie znajdziemy również tokoferol (wit. E), kwas cytrynowy, lecytynę oraz pochodną witaminy C. Nie znajdziemy tu jednak SLS, więc szampon nie powoduje podrażnień i suchości włosów czy skóry głowy.
    Szampon nakładamy w niewielkiej ilości, rozpieniamy i spłukujemy letnią wodą. Mycie warto powtórzyć a pianę zostawić na około 2 minuty pozwalając wszystkim składnikom aktywnym działać.




    Szampon ma jak dla mnie proste, aczkolwiek kluczowe zadanie. Oczyszczać włosy i skórę głowy ze wszystkiego, co mogło się na nich nagromadzić od ostatniego mycia, łącznie z odżywkami, stylizatorami czy olejkami. Szampon Phytoprogenium to zadanie spełnia bardzo przyzwoicie. Choć przez brak SLS pieni się nieco gorzej, to i tak świetnie domywa to, co domywać powinien. Wprawdzie odrobinę plącze włosy podczas mycia, ale nie jest to problemem, gdy zaraz po tym nakładam maskę lub odżywkę. Włosy po użyciu szamponu są miękkie, delikatne, sypkie i odbite od nasady. Zanim zaczęłam stosować ten szampon miewałam problemy ze skórą głowy, ostatnimi czasy dokuczał mi łupież, czasem podrażnienie skóry głowy oraz swędzenie. Jednak od kiedy regularnie używam szamponu Phytoprogenium wspomniane problemy całkowicie zniknęły. Szampon dobrze się spłukuje, przyjemnie pachnie i ma wygodne opakowanie opatrzone minimalistyczną etykietą. Przyznam też, że włosy nieco mi się "rozbujały" i momentami nie mogę ogarnąć ilości baby hair na mojej głowie :P Cieszy mnie to ogromnie, bo jesienią i zimą włosy mocno mi wypadały. 


PHYTOJOBA :klik:


    Przeznaczona do włosów suchych maska o kremowej konsystencji ma za zadanie przywrócić włosom lekkość, miękkość i blask. Efekt nawilżenia bez obciążenia oraz lekkość i elastyczność włosów jest natychmiastowy o długotrwały. Olej jojoba nadaje włosom blasku, wzmacnia, zapobiega rozdwajaniu i puszeniu się włosów. Hydrolizowane proteiny gruchu działają antystatycznie. Wyciąg z malwy zatrzymuje wilgoć wewnątrz włosa. Maskę zaleca się stosować po każdym myciu i pozostawić na całej długości włosów od 2 do 10 minut.




    Maska Phytojoba ma bardzo przyjemną konsystencję, łatwo się rozprowadza i jednocześnie nie spływa sama z włosów. Świetnie wygładza i nawilża włosy i co ważne, nie powoduje tak znienawidzonego przeze mnie "przyklapu". A co poplącze szampon Phytoprogenium to maska rozplącze więc sprawia to, że to naprawdę zgrany duet. Mój PRO TIP na ten etap pielęgnacji to rozczesywanie włosów grzebieniem z szerokimi zębami gdy maska jest jeszcze na włosach. Pozwoli to wczesać i rozprowadzić maskę równomiernie na wszystkich warstwach włosów i jednocześnie uniknąć szarpania włosów po spłukaniu i odciśnięciu włosów. Przy moich kręconych włosach ta metoda świetnie się sprawdza, odżywka czy maska dociera wszędzie a  włosy mniej się łamią. Jedynym minusem tego produktu jest jego opakowanie. Metalowa tuba jest bardzo niepraktyczna, łatwo się zagina i dziurawi, wyślizguje się i ciężko wydobyć z niej produkt mokrymi dłońmi. Ta kanciasta zakrętka to dosłownie zło wcielone. Zakręcić tą śliską tubkę tą małą zakrętką gdy dłonie masz mokre a nawet uciapane maską czy szamponem graniczy z cudem. I przyznam, że to niewygodne opakowanie bardzo mnie zniechęca do ponownego zakupu tej maski, nie zważając na jej działanie. 



PHYTOAPAISANT :klik:


    To łagodzące serum przeznaczone jest do stosowania na podrażnioną skórę głowy, której dokucza świąd. Jest to produkt, który nakładamy punktowo, w niewielkiej ilości wprost na swędzącą skórę głowy i rozmasowując pozostawiamy do wchłonięcia. Żeby produkt mógł działać zgodnie ze swoim przeznaczeniem nie spłukujemy serum aż do kolejnego mycia. W składzie znajdziemy pantenol, mocznik, serynę oraz tokoferol. Poza tym także: wyciąg z głożyny, który niweluje dyskomfort, wywar z mydlnicy wzmacnia barierę lipidową, hialuronian sodu intensywnie nawilża oraz olej kamelinowy, któy koi podrażnienia i łagodzi uczucie swędzenia. 




    Jak już wcześniej pisałam, ostatnio miałam problemy ze skórą głowy i często dokuczało mi uczucie swędzenia. Mimo wielu prób delikatnego pozbycia się problemu nic mi nie pomagało, dlatego też dość sceptycznie podeszłam do tego produktu. Nigdy wcześniej nie miałam takich problemów, dlatego chwytałam się wszelkich sposobów, dlaczego więc nie dać szansy czemuś nowemu? Serum Phytoapaisant o żelowej konsystencji i z bardzo precyzyjnym aplikatorem jest właściwie bezzapachowe i bardzo łatwo się stosuje. Wystarczyło wycisnąć kroplę lub dwie bezpośrednio na swędzącą skórę. Czy skóra przestawała swędzieć? Może nie od razu i nie całkowicie, ale tak. Niemal natychmiast po zaaplikowaniu serum dyskomfort swędzącej skóry znacząco się zmniejszył, co było dla mnie dużym i miłym zaskoczeniem. Przy regularnym stosowaniu stan mojej skóry głowy znacznie się poprawił. Myślę, że to zasługa zarówno serum Phytoapaisant, jak i szamponu Phytoprogenium.  Faktem. który warto podkreślić jest to, że serum absolutnie w żaden sposób nie wpływa na przetłuszczenie czy sklejanie włosów. Po wchłonięciu serum w zasadzie w ogóle nie byłam w stanie wyczuć, gdzie je nałożyłam. To naprawdę świetny produkt, który jest ratunkiem dla podrażnionej skóry głowy a który nie wymaga specjalnych "narzędzi" czy "rytuałów". Jest mega prosty w zastosowaniu i działa niemal błyskawicznie. Ja to kupuje, to ze mną zostaje na dłużej i to polecam z czystym sumieniem. 




    To było kolejne, miłe i owocne spotkanie z marką PHYTO. Lubię kosmetyki, których działanie jest namacalne, bo mogę je z czystym sumieniem polecać :) Tak samo polecam zakupy w sklepie TOPESTETIC bo zarówno asortyment, jak i obsługa sklepu są na najwyższym poziomie. Wystarczyło, że opisałam aktualny stan moich włosów oraz skóry głowy, a Pani Kosmetolog dobrała odpowiednie kosmetyki, by poprawić ich kondycję. Muszę powiedzieć, że to był strzał w 10. Jako gratis do przesyłki otrzymałam szczotkę do włosów w stylu słynnego TT, która świetnie sprawdza się do wczesywania odżywki. Oczywiście nie mogło zabraknąć próbek ;)





Który kosmetyk z tego TRIO najbardziej Was zainteresował? Znaliście wcześniej tę markę? Dajcie koniecznie znać w komentarzu :)


POPRZEDNI POST Z TEJ SERII: PIELĘGNACJA WŁOSÓW PART 3 - ARGANICARE OD TOPESTETIC


Copyright © in progress , Blogger