sobota, 4 grudnia 2021

PACHNIDŁA DO DOMU - MANDALA CANDLE

PACHNIDŁA DO DOMU - MANDALA CANDLE
Cześć Robaczki! :D 
    Jak tam w grudniu? Czuć już Świąteczny klimat? Lista prezentów na Święta już jest? A może prezenty macie już kupione? Albo może tak jak ja nie ruszyliście jeszcze tematu? :P Nie chcę nic mówić, ale coś czuję, że w tym roku będę biegać za prezentami na ostatnią chwilę :P 




Ale... dziś chciałabym opowiedzieć Wam o pięknie pachnącej świecy, która z powodzeniem mogłaby się odnaleźć w roli gwiazdkowego prezentu. Dziś będzie mowa o świecy sojowej Mandala Candle



MANDALA CANDLE :klik:

    Ta mała, poznańska manufaktura wytwarza swoje świece wyłącznie z wosku sojowego. Jest on bezpieczny dla otoczenia, dzieci, zwierząt a także alergików. Wosk sojowy to produkt naturalny i wegański, który do tego jest całkowicie biodegradowalny. Pali się dużo dłużej, nie wydziela szkodliwych substancji a w przypadku jego rozlania dużo łatwiej usunąć go z tkaniny bez pozostawienia śladu. Do produkcji tych świec wykorzystywane są naturalne olejki eteryczne, dzięki czemu świece świetnie sprawdzą się do aromaterapii. Szklany słoik, w którym znajduje się świeca, możemy śmiało wykorzystać potem na przykład do przechowywania przypraw, biżuterii czy innych drobiazgów ;)



TAJEMNICZY OGRÓD

    Wybrałam tę świecę, ponieważ zaintrygowało mnie połączenie wykorzystanych do jej stworzenia aromatów. Mamy tu różę, bergamotkę, paczulę oraz goździk. Zaraz po odkręceniu wieczka uderzył mnie intensywny zapach, mieszanina słodkich, kwaskowatych a jednocześnie intensywnie korzennych aromatów. Od razu wiedziałam, że to świeca idealna na jesienno-zimowy czas. Po rozpaleniu zapach świecy łagodnie wypełnia całe pomieszczenie, ale wbrew pierwszym obawom nie dominuje i nie przytłacza. Przyznam, że trochę inaczej wyobrażałam sobie ten zapach, ale chyba właśnie ten nieoczywisty aromat najbardziej mnie ujął. Intensywny, ale niezbyt nachalny, lekko słodki ale z nutą korzennych przypraw, otulający ale jednocześnie orzeźwiający. Nie jestem w stanie wyodrębnić pojedynczych aromatów, bo wszystkie zlały się ze sobą tworząc ten intrygujący zapach. Nazwa "Tajemniczy Ogród" idealnie odzwierciedla charakter tej świecy. Naprawdę cudownie mi pasuje do obecnej atmosfery :) Palę tę świecę prawie codziennie :) 

Lubicie takie pachnące prezenty? Chętnie poznam Wasze preferencje zapachowe i ulubione świece :) Będzie mi miło, jeśli podzielicie się nimi w komentarzy pod postem :)










Ps. Chcielibyście więcej postów o pachnących świeczkach? :D



Poprzedni post z tej serii: PACHNIDŁA DO DOMU - MIKANI CANDLES

środa, 24 listopada 2021

KOSMETYCZNE RECENZJE PART 25 - RESIBO OD TOPESTETIC

KOSMETYCZNE RECENZJE PART 25 - RESIBO OD TOPESTETIC
Witam Was w ten chłodny jesienny wieczór.
    Odrobinę zaniedbałam bloga, ale na swoje usprawiedliwienie mam swoją kiepską kondycję ostatnimi czasy. Cały ubiegły tydzień przeleżałam w domu pod kocem pracując zdalnie. W tym czasie walczyłam z gorączką, kaszlem i okropnym katarem tracąc na koniec głos. Dziś, choć jeszcze pokasłuję i mam chrypkę, czuję się dużo lepiej a i do biura miło było wrócić :) 

    Nie próżnowałam jednak jeśli chodzi o testowanie produktów. Przez ostatni miesiąc testowałam kolejny kosmetyk polskiej marki RESIBO, ale o tym za chwilę. Najpierw chciałam wspomnieć o tym, jak przebiegał proces dobrania odpowiedniego kosmetyku do potrzeb mojej skóry.




    Miałam okazję przeprowadzić bardzo miłą rozmowę z Panią Kosmetolog z załogi sklepu TOPESTETIC. Najpierw zostałam poproszona o opisanie swojej cery, jej problemów, jej charakterystyki oraz skłonności do podrażnień czy alergii. Po mojej krótkiej opowieści Pani kosmetolog zadała kilka dodatkowych, szczegółowych pytań by wyeliminować wszelkie niedopowiedzenia. Pytania były dociekliwe, ale dzięki temu zebrane zostały wszystkie niezbędne informacje o mojej skórze twarzy. Pani kosmetolog poprosiła także, bym opowiedziała o mojej aktualnej  pielęgnacji i kosmetykach które lubię. Przyznam, że ta rozmowa bardzo mnie zaskoczyła. Oczywiście pozytywnie, bo Pani kosmetolog bardzo szybko analizowała moje wypowiedzi i wyciągała trafne wnioski. 


GAME CHANGER - RESIBO :klik:

    To lekki, przeciwstarzeniowy krem, w którym główną rolę odgrywają retinol i bakuchiol. Połączenie tych dwóch składników ma pobudzać produkcję kolagenu i elastyny, regulować wydzielanie sebum, wygładzać skórę twarzy a także niwelować przebarwienia. Dawka tych dwóch składników jest na tyle silna, by z łatwością zauważyć ich działanie na skórze. Jest jednocześnie bardzo łagodna, by nie powodować podrażnień skóry. Game Changer polecany jest dla skóry, na której pojawiają się pierwsze oznaki starzenia, dla skóry dojrzałej a także cery tłustej, trądzikowej i skłonnej do niedoskonałości.




    W składzie kremu znajdziemy olej z otrąb ryżowych, który działa nawilżająco tworząc na skórze ochronny film, tokoferol, olej z nasion słonecznika i ekstrakt z kory drzewa chinowego działa oczyszczająco i reguluje wydzielanie sebum. Do tego flawonoidy, kwas kofeinowy i kwas ferulowy. Najważniejszymi składnikami są tu oczywiście uwodorniony retinol oraz bakuchiol. Pierwszy - retinol H10- stymuluje syntezę kwasu hialuronowego, co znacząco wpływa na poziom nawilżenia skóry i poprawę elastyczności skóry. Bakuchiol z kolei pobudza skórę do produkcji kolagenu i elastyny, co pomaga redukować zmarszczki. Ogranicza także produkcję melaniny a tym samym zapobiega powstawaniu przebarwień.

    GAME CHANGER ma bardzo lekką konsystencję, szybko się wchłania i jest właściwie bezzapachowy. Z uwagi na zawartość retinolu, jest to krem dedykowany wieczornej pielęgnacji skóry twarzy. Ponadto, jeśli nie stosowaliście tego składnika wcześniej, należy zacząć od stosowania go co trzy dni, by budując tolerancję stopniowo zwiększać częstotliwość stosowania. Ważne jest również to, by pamiętać o ochronie przeciwsłonecznej w ciągu dnia (minimum SPF30), gdyż skora w trakcie stosowania retinolu może być dużo bardziej wrażliwa.




    To nie jest mój pierwszy post na temat kosmetyków marki Resibo. Wcześniej pisałam o nich tu :klik: i tu :klik:. Niezmiennie zachwycił mnie design opakowania i z dużym smutkiem przyjęłam ostatnią informację o zmianie szaty graficznej produktów marki Resibo, bo uwielbiam te kartonikowe tubki z cudnymi roślinnymi motywami. Co jest jednak najważniejsze to to, że bez względu na wygląd opakowania, formuła kosmetyków zostaje ta sama :)

 
    Krem Game Changer już od jakiegoś czasu budził moje zainteresowanie, gdyż chciałam spróbować retinolu w pielęgnacji. Trochę się jednocześnie obawiałam, że skończę z podrażnieniami czy wysypem pryszczy. Nic takiego na szczęście nie miało miejsca, o ile trzymałam się zasady stosowania co 2-3 dni. Od początku moja skóra bardzo dobrze tolerowała retinol i nie pojawiały się na mojej buzi żadne niespodzianki. Po tygodniu zwiększyłam częstotliwość stosowania z trzech dni na dwa i tu też o dziwo nie było żadnych nieproszonych gości ;) Ośmieliło mnie to do tego stopnia, że pewnego dnia postanowiłam zastosować krem dwa wieczory z rzędu. Pewnie Was nie zaskoczę jeśli powiem, że nie był to dobry pomysł :P
    Choć nie było dramatu, to zauważyłam na mojej skórze pojawiło się kilka czerwonych punkcików. Zrzucam to jednak na karb ciekawości, bo jestem z tych co muszą sprawdzić pewne rzeczy na własnej skórze, żeby się przekonać. Tak właśnie było, bo po powrocie do stosowania co drugi dzień moja skóra szybko wróciła do normy i tak jest do teraz :) 




    Przy regularnym stosowaniu moja skóra jest odczuwalnie gładsza, dużo mniej mam nowych wyprysków, te istniejące zaskórniki zostały zniwelowane a pory zwężone. Nie wiem, czy jaśniejsza skóra to zasługa retinolu, bo jesienią moja twarz zawsze "zmienia ubarwienie" i staje się bardzo blada, zauważyłam jednak rozjaśnienie piegów, których nabawiłam się latem ;) 
Moje trzecie spotkanie z kosmetykami Resibo było równie satysfakcjonujące, co dwa poprzednie. Marka ma moje pełne zaufanie i na pewno będę po te kosmetyki regularnie wracać. Może się powtórzę, ale cieszy mnie to, że jest na polskim rynku tak świetna marka.






    Moje całkowite zaufanie ma też sklep TOPESTETIC. Pani Kosmetolog stanęła na wysokości zadania i wybrała dla mnie naprawdę świetny produkt, który odpowiada aktualnym potrzebom mojej skóry. Dołączone do zamówienia próbki pozwolą przetestować kolejne produkty a dzięki gratisowej rękawiczce demakijaż olejami będzie jeszcze bardziej przyjemny :)



Jak to jest z Wami, kochani? Stosujecie kremy z retinolem lub bakuchiolem? Może boicie się spróbować? Jeśli tak jest, to rozmowa z kosmetologami z ekipy sklepu Topestetic na pewno rozwieje wszelkie wątpliwości czy obawy :)




niedziela, 17 października 2021

NOWOŚCI KOSMETYCZNE - MINISTERSTWO DOBREGO MYDŁA

NOWOŚCI KOSMETYCZNE - MINISTERSTWO DOBREGO MYDŁA
   Dawno się u nas tyle nie działo. Ciągłe zmiany, wyjazdy, wizyty powodują, że czas leci mi niesamowicie szybko i nadejście jesieni nie dobija mnie tak bardzo jak w poprzednich latach. Ale to dobrze... bo nie siedzę w domu i nie marudzę, bo zwyczajnie nie mam na to czasu :D Po kolejnym intensywnym weekendzie mam chwilę, żeby posiedzieć sobie na kanapie z herbatą w ręku i tabletem na kolanach. Aż dziwnie mi, że nigdzie nie pędzę ale to jedyna chwila żeby napisać post, bo jeśli dziś tego nie zrobię to w tygodniu na pewno nie znajdę czasu na bloga :P




W związku z tym mam dla Was dziś post o moich ostatnich kosmetycznych nowościach. Choć nie są to kosmetyki nowe dla mnie, to wiem że część z Was może ich nie kojarzyć :)


MINISTERSTWO DOBREGO MYDŁA :klik:


MDM to rodzinna manufaktura założona przez siostry Anię i Ulę. MDM powstało z miłości do naturalnych mydeł a obecnie oprócz samych mydeł oferuje też wiele innych kosmetyków do twarzy i ciała. Wyselekcjonowane surowce wysokiej jakości, przemyślane składy i formuły, zero ściemy i naciągania klienta na cokolwiek i cudowna, przyjacielska relacja z klientem to coś, z czy Ministerstwo Dobrego Mydła mi się kojarzy. Z ciekawością śledzę socjale marki i wyczekuję nowych produktów. Uwielbiam to, jak ekipa z MDM relacjonuje proces twórczy i drogę, jaką kosmetyk przechodzi od samego pomysłu, przez trudy produkcji aż do rąk klienta. Nie ma tam miejsca na kreowanie wyidealizowanego obrazu marki doskonałej. Widać za to, że zdarzają się pomyłki, niewypały, potknięcia, kolejne próby i zmiany a ostatecznie też sukcesy. Mam ogromny sentyment do marki, ponieważ dzięki niej tak naprawdę zaczęłam interesować się kosmetykami naturalnymi. Nietuzinkowe opisy kosmetyków, którym daleko do standardowych, wzniosłych i pochwalnych opisów kosmetyków na stronach innych producentów totalnie skradły moje serce, A pierwszy raz o marce pisałam zupełnie na początku mojej blogowej przygody :klik




HYDROLAT RÓŻANY :klik:


    Wielokrotnie podkreślałam, jak wielką miłośniczką hydrolatów jestem. I to właśnie od hydrolatu MDM ta miłość się zaczęła. Nie mogło więc zabraknąć go na mojej liście zakupów i tym razem. Hydrolaty różane zazwyczaj kupowałam dla Mamy Aldony, której skóra ma tendencje do zmian trądzikowych i zaczerwienień. Pomyślałam jednak, że będzie on świetnym dopełnieniem serum i kremu, który również zamówiłam, gdyż wszystkie mają w składzie coś z róży. 
Hydrolat z róży damasceńskiej Ministerstwa Dobrego Mydła jest ekologiczny i pochodzi z południa Francji. Ze względu na swój zapach ma świetne działanie aromaterapeutyczne ale oprócz zmysłów, koi też skórę, łagodzi podrażnienia, obrzęki i świetnie odświeża skórę. Co do zasady ma również nawilżać skórę, lekko ją napinać i delikatnie wygładzać zmarszczki. 




SERUM RÓŻA - MALINA :klik:


    To serum to mój game changer. Wracam do niego jak bumerang i zachwycam się nim przy każdym użyciu. Mimo swojej olejowej formuły serum jest niesamowicie lekkie i jeśli trzymać się dwóch prostych zasad, wchłonie się niemal całkowicie. Serum należy aplikować na zwilżoną skórę oraz nie należy przesadzać z ilością. W innym przypadku możecie być pewni tłustej warstwy na skórze ;) Zaraz po nałożeniu serum, skóra nabiera zdrowego koloru i staje się bardziej promienna. Uwielbiam ten efekt, gdyż mam dość jasną skórę i jesienią wyglądam szczególnie blado. Zapach jest nie do opisania. Słodki ale soczysty, intensywny ale jednocześnie relaksujący. Czuć i różę i malinę, słodko- kwaśny duet, który chętnie nosiłabym jako perfum. Otula skórę i utrzymuje się na niej niezwykle długo. Serum głęboko nawilża skórę, działa wygładzająco i wyrównuje koloryt skóry, napina ją i cudownie odżywia. Dzięki swojej lekkiej formule nie zapycha porów ani nie obciąża skóry, która odwdzięcza się blaskiem i miękkością. 




    A w składzie znajdziemy bardzo dużo dobroci. Olej z dzikiej róży, skwalan, olej z nasion malin, pachnotki oraz dyni, olej z owoców buriti, lecytynę, olej rycynowy, tokoferol, stabilną formułę witaminy C, Kolenzym Q10 oraz uwodniony retinol. Świetnie sprawdzi się w pielęgnacji skóry odwodnionej, szarej, zmęczonej i generalnie KAŻDEJ, która potrzebuje miłości, bo w tej małej buteleczce miłości jest mnóstwo. Serum reguluje wydzielanie sebum, łagodzi drobne podrażnienia, wygładza i uelastycznia skórę i "redukuje zło świata" :D Może być stosowane na dzień i na noc, pod krem, zamiast kremu a także pod makijaż. To moje serum idealne, mój ulubieniec, moja codzienność gdy je mam i tęsknota gdy tylko się kończy. Jeśli nie znacie, to zdecydowanie powinniście poznać :)




KONFITURA RÓŻA- MALINA :klik:


    Tego gagatka również miałam już okazję poznać i polubić, dlatego z nieskrywaną radością do niego powróciłam. Konfitura jest lekkim ale bogatym kremem do twarzy, którego zadaniem jest ją rozpieszczać, dopieszczać, pielęgnować i kochać. To pielęgnująca bomba o zapachu lata, słodkich róż i malin. Zapach zachwyca tak samo jak w przypadku serum, bo jest niemal identyczny. Dobrze się wchłania, poprawia wygląd skóry, podnosi poziom nawilżenia, wygładza i ujędrnia a makijaż się na nim nie ślizga ani nie roluje. Świetnie sprawdza się w duecie z Serum Róża-Malina ale także solo. Skład oparty na oleju z dzikiej róży wzbogacony jest między innymi o glicerynę, betainę, naturalny konserwant z rzodkwi, olej z nasion malin, skwalan, wyciąg z owoców palmy kokosowej, komórki macierzyste jabłka, wyciąg z korzenia lukrecji, koenzym Q10, kwas mlekowy, olej z nasion słonecznika, estry z jojoby i oliwy z oliwek, skwalen oraz pochodną kwasu L-askorbinowego. Konfitura została stworzona przez kobiety i dla kobiet, by zapewnić skórze ogrom dobroci, miłości i troski.




    Miłą niespodzianką były dołączone do paczki próbki mydełka ananasowego. Osobiście nie miałam jeszcze okazji stosować mydeł tej marki głównie dlatego, że wolę mydła w płynie. Jest to jednak dobra okazja, by się odrobinę z tematem zapoznać i być może spróbować wymienić płynne mydła na te w kostce :) 




Bardzo jestem ciekawa, czy znaliście wcześniej kosmetyki Ministerstwa Dobrego Mydła. Czy mieliście okazje poznać ich działanie na własnej skórze lub chociaż słyszeliście o tej marce? Koniecznie dajcie znać w komentarzu :)


piątek, 8 października 2021

FOTOMODELING PART 12 - EVA SEN - 2020

FOTOMODELING PART 12 - EVA SEN - 2020
Dobry wieczór! 
   Powolutku się u mnie wszystko uspokaja. W mieszkaniu jest coraz przytulniej, ja wdrażam się w nowe służbowe obowiązki i poznaję się z nowymi współpracownikami. Zaczyna mi się tu podobać i coraz bardziej mnie to uświadamia w tym, że zmiana pracy była dobrą decyzją. Pożegnanie w starej pracy nieco mnie wzruszyło. Dostałam od chłopaków kwiaty, kosmetyki i wino. Spędziłam z tymi ludźmi bardzo fajne chwile i będę ich ciepło wspominać. Trzeba jednak iść dalej ku lepszemu :)

    Wrzesień bardzo szybko mi minął, ale przy tej intensywności to nic dziwnego. W październik weszłam z nową energią, dużymi oczekiwaniami i pewną dozą ciekawości :) Jaki będzie ren miesiac? Wszystko wyjdzie z czasem :)



A dzis powrót do dawno niewidzianej serii, czyli wrzucamy na tapetę fotomodeling i wodne zdjęcia z ubiegłorocznego pleneru Adela Photo Phatology :)




    W 2020 roku, po sześciu latach przerwy, na dobre wróciłam do fotomodelingu i do bywania na plenerach fotograficznych. Naprawdę nie wiedziałam jak bardzo mi tego brakowało dopóki tam nie pojechałam. Nawet nie będę próbowała Wam tego opisać, bo zwyczajnie się nie da. Musicie mi wierzyć na słowo ;)

EVA SEN :klik:


    I po tych sześciu latach miałam okazję ponownie stanąć przed obiektywem Ewki, która jest niezwykle charyzmatyczną kobietą i świetną Panią fotograf. Jej prace były wielokrotnie wyróżniane przez vogue.it . Ewa tworzy piękne portrety, akty oraz edytoriale. Po naszym pierwszym spotkaniu w 2014 roku obie czułyśmy pewien niedosyt, dlatego jak tylko nadarzyła się okazja, wybrałyśmy stylizację i zaczęłyśmy działać. Przyznam, że gdy Ewa kazała mi wskakiwać do basenu trochę się obawiałam, że zmarznę, gdyż zbliżał się już wieczór. Okazało się, że niepotrzebnie, bo woda w basenie była podgrzewana :D A jak już nastał wieczór i skończyły się sesje zdjęciowe, wszyscy z chęcią korzystali z ciepłej kąpieli i rozmów przy basenie ;)






    Plenery fotograficzne mają to do siebie, że rzadko kiedy jest się z fotografem sam na sam. Wiadomo, że zawsze można iść gdzieś "w las" gdzie nikogo nie będzie, ale czasem najatrakcyjniejsze zdjęciowo miejsca są właśnie w centrum wszystkiego, jak ten basen. Mnie widownia zawsze odrobinę stresuje, bo choć mocno z tym walczę to mam gdzies w głowie swojego chochlika, który mówi mi "...oni cię oceniają, na pewno wygladasz głupio, robisz coś nie tak...". Strasznie się wtedy krępuję, usztywniam i mam ochotę poprosić, by zostawiono mnie i fotografa na osobności. Ale nigdy nie mam na to odwagi xD Jednak wbrew temu chochlikowi, który szepcze mi do ucha i podsyca moją nieśmiałość, na plenerach "gapie" ZAWSZE służą dobrą radą, pomocną dłonią i życzliwym uśmiechem. Bo przyjeżdżamy tu wszyscy żeby się poznać, pobawić i nauczyc czegoś od tych lepszych od siebie a nie się nawzajem oceniać i krytykować. Fajnie było sobie przypomnieć na własnej skórze, że tak to właśnie na plenerach jest, i że za to właśnie uwielbiam brać w tym udział.





    Do zdjęć wykorzystałyśmy moją złotą sukienkę z lumpeksu, która świetnie współgrała z błękitem wody i czerwienią ust. Makijaż wykonałam sama, pazury tez mojej roboty :P






    Patrząc na te zdjęcia jest tylko jedna rzecz, do której mogłabym się przyczepić... odcinająca się na dekolcie opalenizna xD Odkiedy wróciłam do regularnego pozowania zwracam na takie rzeczy większą uwagę i staram się opalać bardziej "rozsądnie" takich ostrych krawędzi było jak najmniej ;)






Dzisiejszy post jest dość krótki, pisany w pociągu w drodze do domu rodzinnego ;) 
Mam jednak nadzieję, że zdjęcia Wam się podobają :)

Miłego weekendu kochani!





środa, 15 września 2021

MOJE TOP 10 KOSMETYKÓW ZE SKLEPU TOPESTETIC

MOJE TOP 10 KOSMETYKÓW ZE SKLEPU TOPESTETIC

Hej!
    Z naszego wyjazdu do Kijowa nic nie wyszło. Niestety czasem tak bywa, że trzeba odpuścić pewne rzeczy na poczet innych spraw i tak też właśnie się stało. Ale jak to mówią... Co się odwlecze, to nie uciecze. Będzie na pewno jeszcze odpowiedni czas jak okazja na taki wyjazd więc nic straconego. Jesteśmy już właściwie na finiszu przeprowadzki i zostało nam jedynie wysprzątać wynajmowane mieszkanie i rozpakować się w nowym. Jeszcze nie czuje się tu "jak u siebie" ale myślę, że to przyjdzie z czasem ;)



Ale dziś temat lekki, łatwy i przyjemny, bo post będzie o moich ulubionych kosmetykach ze sklepu TOPESTETIC. Trochę już mi się udało ich przetestować, więc zapraszam na moją wspaniałą 10!

CLEANSING OIL - RESIBO :klik

 

 
    To dzięki temu produktowi pokochałam demakijaż olejami. Cleansing oil ma prosty skład, w którym główne skrzypce grają oleje z lnu, z pestek, winogron, olej abisyński, awokado i manuka. Dodatkowo tokoferol, czyli witamina E i delikatne substancje zapachowe. Olejek świetnie radził sobie nawet z mocnym, wodoodpornym makijażem, nie podrażniał skóry, nie zapychał porów i nie powodował "mgły" na oczach. Po prawidłowo wykonanym demakijażu i usunięciu kosmetyku z twarzy za pomocą wilgotnej ściereczki skóra pozostaje miękka, nawilżona ale nie tłusta. Cudna ściereczka niestety dokonała swego żywota. Ale przy codziennym stosowaniu to nic dziwnego ;) Wielorazowe waciki czy inne ściereczki również świetnie się nadają :)
 
Pełną recenzję przeczytacie tutaj :klik:
 

 INSTANT BEAUTY MASK - RESIBO :klik:

 

    Ta rozkosznie żółta maska stała się hitem wielu urodowych blogerek i instagramerek i zupełnie mnie to nie dziwi. Ja też pokochałam ją niemal od pierwszego użycia. Zawiera wyciąg z cykorii, masło shea, masło kokumowe, olej z kiełków pszenicy, trehalozę, olej rokitnikowy, witaminę C, sole kwasu hialuronowego, wyciąg z korzenia rabarbaru, olej słonecznikowy oraz tokoferol. 
Maska bardzo dobrze nawilża i wygładza skórę, która dzięki temu wygląda na wypoczętą i odżywioną. Uwielbiam to uczucie miękkości i tego, że po użyciu maski skóra jest promienna i wygląda młodziej. Stosowałam ją zawsze przed większymi wyjściami i nigdy mnie nie zawiodła. Niebawem mam zamiar kupić ją ponownie.
 
Pełną recenzję przeczytacie tutaj :klik:
 

CUKROWY PEELING DO CIAŁA - OH!TOMI :klik:

 


 
    Pachnący soczystym grejpfrutem peeling do ciała to wspomnienie słonecznego lata i ciepłych dni. Tego peelingu chciało się używać codziennie! Bywały dni, że zimowym rankiem otwierałam go tylko po to, by poczuć ten cudowny zapach i obudzić zaspane zmysły. W składzie oprócz cukru mamy masło shea, olej z pestek winogron, lecytynę, pochodną witaminy C, olej z nasion słonecznika oraz tokoferol. Grube ziarna cukru świetnie złuszczały martwy naskórek i masowały skórę pobudzając krążenie. Masło shea niestety pozostawiało po sobie lekko tłusty film, ale dzięki temu skóra była dobrze nawilżona przez długi czas. Zapach pozostawał na skórze bardzo długo, co w tym przypadku zupełnie mi nie przeszkadzało. Przy regularnym stosowaniu skóra była wyraźnie bardziej napięta i miękka
 
Pełną recenzję przeczytacie tutaj :klik:

REPAIR BY NIGHT - VEOLI BOTANICA :klik:

 

 
    To, co ten krem robił z moją twarzą to było coś niesamowitego! Choć krem był bardzo treściwy i o gęstej konsystencji nie zapychał porów i nie pozostawiał tłustej powłoczki. Porządnie odżywiał skórę, nawilżał ją i wygładzał. O poranku skóra była w dotyku aksamitnie miękka i ukojona. A w składzie kremu: olej z nasion słonecznika, olej rzepakowy, ksylitol, olej z pestek winogron, wyciąg z truskawki, jeżyny krzewiastej z owoców maliny właściwej, hydrolizowany owies, olej z nasion pomidora oraz żurawiny, tokoferol, likopen, olej z pestek moreli i śliwki, wyciąg z czarnej porzeczki, pantenol, ekstrakt z owoców winorośli, wyciągi z rumianku i nagietka oraz olejek ze skórki słodkiej pomarańczy. 
Jest to krem, do którego na 100% wrócę, bo cudownie działał na moją skórę. 
 
Pełną recenzję przeczytacie tutaj :klik:

ANTYOKSYDACYJNE SERUM Z WITAMINĄ C - CLOCHEE :klik:

 

 
   Serum olejowe z witaminą C od Clochee ma bardzo krótki skład. Znajdziemy w nim oleje z nasion słonecznika, ze słodkich migdałów oraz  jojba, ekstrakt z róży francuskiej, olej z pestek winogron oraz śliwki oraz tokoferol. Mimo składu bogatego w oleje, serum nie miało tendencji do zapychania czy powodowania wyprysków. Świetnie współgrało z innymi kosmetykami ale sprawdzało się także solo. Wprawdzie pozostawiało wtedy lekki film na skórze, ale nie było to zbyt uciążliwe. Serum działało na moją skórę nawilżająco, otulająco i wygładzająco. Zauważyłam również lekkie rozjaśnienie przebarwień oraz wypełnienie drobnych zmarszczek. I to, co jeszcze dobrze wspominam a'propos tego serum to jego zapach! Delikatny, piękny i przypominający zapach żelków Haribo xD Serum antyoksydacyjne od Clochee to świetny kosmetyk, który naprawdę bardzo dobrze wspominam :)
 
Pełną recenzję przeczytacie tutaj :klik:

DROBNOZIARNISTY PEELING DO TWARZY -CLOCHEE :klik:

 

 
    Zawsze myślałam, że im większe drobinki w peelingu, tym lepsze oczyszczanie i złuszczanie. Ten peeling pokazał mi (i to na mojej własnej skórze :P ) w jak dużym błędzie byłam. Peeling od Clochee ma tak maleńkie drobinki, że wyczuwalne są dopiero podczas aplikacji. Bez problemu docierają one w miejsca takie, jak np załamanie płatków nosa dokładnie je oczyszczając. Dzięki temu z mojej twarzy zniknęły wszelkie zanieczyszczenia, suche skórki a pory zostały oczyszczone. Skóra po użyciu tego peelingu była niezwykle gładka i jędrna, bez podrażnień czy uczucia ściągnięcia. Doskonale przygotowana na kolejne etapy pielęgnacji :) Skład peelingu przedstawia się następująco: tlenek glinu - korund, olej ze słodkich migdałów, masło shea, wyciąg z korzenia lukrecji, ekstrakt z bazylii, wyciąg z jabłoni domowej, tokoferol, pochodne witaminy C i kwas cytrynowy.
 
Pełną recenzję przeczytacie tutaj :klik:

INVISI - VITA LIBERATA :klik:

 

 
    Wodna, przezroczysta, bezwonna i w 90% organiczna pianka samoopalająca była dla mnie pierwszym tego typu kosmetykiem od wielu lat. Choć pierwsza aplikacja nie do końca mi się udała i narobiłam sobie plam, to bardzo polubiłam tę piankę i często jej używałam. Dobrze się rozprowadza ale szybko wchłania, skóra się nie lepi i nie jest ściągnięta. Efekt uzyskany po jednej aplikacji jest bardzo delikatny i dzięki temu możemy go stopniowo "budować". Dodatkowo opalenizna schodzi równomiernie, co wygląda dość naturalnie. Skład pianki oparty jest na soku ze świeżych liści aloesu, dalej w składzie mamy ekstrakt z korzenia lukrecji, ekstrakt z liści malin, wyciąg z granatu, z liści miłorzębu japońskiego i liści ogórka a także wyciągi z oczaru wirginijskiego, papai, melona. kwas hialuronowy a także hydrolizowany jedwab. To naprawdę godna wypróbowania alternatywa dla tych, którzy nie przepadają za wylegiwaniem się w słońcu ;) 
 
Pełną recenzję, jak i wskazówki co do samej aplikacji przeczytacie tutaj :klik

KONCENTRAT POD OCZY - D'ALCHEMY :klik:

 

 
    Ten koncentrat to najlepszy krem pod oczy jaki miałam. Serio! Skład oparty na hydrolacie z róży damasceńskiej uzupełniomy został o wyciąg z liści oczaru wirginijskiego, maslo shea i shorea, olej z lnu, olej arganowy i z nasion róży piżmowej, olej kokosowy i z owoców buriti, wyciągu z oczaru wirginijskiego, z kwiatów dziurawca, kwiatów rumianku, ekstrakt z nasion orzecha włoskieho, wyciągi z kwiatów dzikiego ślazu, lipy szerokolistnej i liści mięty pieprzowej, olejki z róży damasceńskiej oraz lawendy, kwas cytrynowy, tokoferol, olej sojowy i skwalen.
Turbo wydajny kosmetyk, który cudownie nawilża delikatną skórę wokół oczu nie powodując jej obciążenia czy podrażnień. Krem wtapia się w skórę, dzięki czemu świetnie sprawdza się pod makijażem, Korektor się na nim nie waży, nie roluje ani nie ślizga. Poranna opuchlizna jest znacznie mniej widoczna, co jest dużym plusem działania tego koncentratu. Delikatny, różany zapach tez bardzo przypadł mi do gustu. Jak dla mnie jest to kosmetyk idealny i mimo dość wysokiej ceny na pewno kupię go ponownie :)  
 
Pełną recenzję przeczytacie tutaj :klik:
 

BALSAM DO CIAŁA GLOW - CLOCHEE :klik:

 

 
    Mój hit lata. Intensywnie rozświetlający balsam ze słotą miką cudownie podkreśla i "podkręca" wakacyjną opaleniznę. Dzięki temu skóra wygląda pięknie i zdrowo. Balsam GLOW nie pozostawia smug czy plam na ubraniach (nawet tych jasnych), dobrze się wchłania, nie migruje w ciągu dnia a skóra się po nim nie lepi. Poza upiększaniem skóry złotymi drobinkami, balsam zapewnia też solidną dawkę nawilżenia, więc czego chcieć więcej? :) Oprócz wspomnianej już złotej miki w składzie znajdziemy między innymi sok z liści aloesu, masło skea, olej z kiełków pszenicy, erytulozę, wyciąg z bursztynu, tokoferol i kwas cytrynowy. Ten balsam zmienił moje postrzeganie balsamów z drobinkami :) Na pewno będę regularnie do niego wracać.
 
Pełną recenzję przeczytacie tutaj :klik:
 

ALL CLEAN - RESIBO :klik:

 

 
    "Last bt not least". Mój najświeższy z ulubieńców - maska z glinką od Resibo. Choć w sumie powinnam napisać "maska z glinkami", bo jest ich w skłądzie aż trzy: czerwona, różowa i biała. Oprócz tego w składzie mamy też olej z awokado, D-panthenol, olej jojoba, dwa rodzaje hialuronianu sodu, tokoferol, wiciąg z kory mydłoki, owska i wąkrotki azjatyckiej, ekstrakt z granatu, olej z nasion słonecznika oraz olej manuka. Ta gęsta jak masełko maska przyjemnie sunie po twarzy i otula skórę podczas pielęgnacji. Po jej zmyciu skóra jest przyjemnie miękka, nawilżona i oczyszczona. Maska nie zapycha porów i nie powoduje podrażnień czy niedoskonałości. Lubię tę maskę, bo po jej użyciu skóra jest zregenerowana, promienna, dopieszczona i mięciutka. Maska jest łatwa do zmycia, gdyż nie zasycha tak jak mają w zwyczaju maski z glinkami.  
 
Pełną recenzję przeczytacie tutaj :klik:





I to by było na tyle, jeśli chodzi o moich kosmetycznych ulubieńców ze sklepu Topestetic ale... 

...oczywiście kosmetyki to nie jedyna rzecz, za którą lubię i cenię ten sklep, bo oprócz szerokiej oferty wyselekcjonowanycj, dobrej jakości kosmetyków sklep oferuje dużo więcej. 
Przez 7 dni w tygodniu za pośrednictwem okienka czatu na stronie, maila czy infolinii możemy skorzystać z darmowej porady kosmetologa, który pomoże dopasować odpowiedni kosmetyk do potrzeb naszej skóry. Wysyłka i zwrot są zawsze darmowe i to bez względu na wartość zamówienia a do każdej przesyłki dodawane są spersonalizowane próbki, prezenty i gadżety sklepu. Program lojalnościowy pomaga zbierać punkty za każde zamówienie a każda napisana na stronie sklepu opinia o stosowanym produkcie daje kolejne 50 punktów. Możemy je później wymienić na przykład na darmowy produkt z Topkatalogu.


wtorek, 7 września 2021

KOSMETYCZNE RECENZJE PART 24 - SENSUM MARE OD TOPESTETIC

KOSMETYCZNE RECENZJE PART 24 - SENSUM MARE OD TOPESTETIC
    Przyszedł wrzesień i już czuć jesień w powietrzu. Niestety... bo dopiero co przyzwyczaiłam się do lżejszych ubrań a już muszę znowu zakładać sweterki :(
 
    Ostatni czas przysporzył mi wielu atrakcji. Tych planowanych ale też tych niespodziewanych. Urlop minął jak z bicza strzelił, o plenerze foto już dawno zapomniałam a lato śmignęło jeszcze szybciej. Sprawa mieszkania znalazła już swój finał, kredyt został uruchomiony i już za moment zaczynamy przeprowadzkę, lecimy na weekend do Kijowa a na to wszystko zmieniam pracę! Większość z Was pewnie myśli, że tylko wariaci postanawiają zmienić pracę zaraz po zakupie mieszkania.  
 
...no i macie racje xD 

Na szczęście moja zmiana pracy nie jest podyktowana koniecznością, a chęcią poprawy swojej sytuacji materialnej, zawodowej i generalnie zmiany pracy na bardziej ambitną. Trzymajcie więc kciuki! <3



W dzisiejszym poście przeczytacie moją recenzję kosmetyków do demakijażu i oczyszczania twarzy, które mogłam poznać dzięki sklepowi internetowemu Topestetic 


SENSUM MARE :klik:


    Polską markę kosmetyków naturalnych SENSUM MARE poznałam w zeszłym roku i pisałam o niej w tym wpisie :klik: Założyciele marki - Maciej i Łukasz, inspiracje do tworzenia swoich kosmetyków czerpią z siły kobiet. Misją kosmetyków SENSUM MARE jest wydobywanie naturalnego piękna, które każda kobieta w sobie ma. Marka zdobyła wiele nagród branżowych np. Glammies 2018 i 2020, Kobieca Marka Roku 2019 czy Naturalny Hit Roku Ekotyki 2020.





DELIKATNA EMULSJA DO DEMAKIJAŻU ALGOPURE :klik:


    Wyjątkowo delikatna emulsja skutecznie rozpuszcza makijaż twarzy oraz oczu, poradzi sobie nawet z produktami wodoodpornymi. Dzięki zawartości aż 14 składników aktywnych, kompleksu z alg morskich i wody z lodowca nawilża, pielęgnuje skórę i chroni ją przed podrażnieniami. Dzięki temu emulsja świetnie sprawdzi się nawet u posiadaczek skóry wrażliwej. Kosmetyk może być stosowany na dwa różne sposoby. Z pomocą wacików kosmetycznych lub wilgotnych dłoni. W obu przypadkach warto pozostawić kosmetyk przez kilka sekund na skórze, by mógł bez problemu rozpuścić makijaż. 




    Delikatna emulsja do demakijażu ALGOPURE zawiera aż 97,2% składników pochodzenia naturalnego. Zagłębiając się nieco w skład możemy w nim znaleźć między innymi olej jojoba, który wzmacnia skórę wpływając na warstwę cementu międzykomórkowego, ekstrakt z alg, które bogate są w witaminy, mikro i makroelementy, proteiny, polisacharydy i lipidy a ich zadaniem jest nawilżanie, regeneracja i działanie przeciwzapalne; wyciąg z glonów, w tym z glona czerwonego, który chroni skórę, wyciąg z plechy algi działa antyoksydacyjnie; wyciąg z suszonej plechy morszczyna pęcherzykowatego, wyciąg z czerwonej algi dzięki zawartości wapnia i magnezu regeneruje i odżywia skórę, tokoferol (Wit. E) oraz olej z nasion słonecznika. 




    Emulsja do demakijażu ALGOPURE ciekawiła mnie już od jakiegoś czasu. Zanim zakochałam się w demakijażu olejami uwielbiałam wszelkiego rodzaju mleczka do demakijażu i właśnie tej konsystencji produktu się spodziewałam. Nie byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam produkt o konsystencji mleczka  ale jakby bardziej treściwy, miękki i mniej wodnisty. Coś między klasycznym mleczkiem a balsamem. To miła odmiana i nowość dla mojej skóry. Postanowiłam wypróbować aplikację wilgotnymi dłońmi bez użycia wacików. Aplikacja jest bardzo przyjemna, emulsja delikatnie sunie po twarzy, nie szczypie ani nie podrażnia skóry. Oczywiście, jak każdy kosmetyk, nie jest bez wad. Świetnie radzi sobie z makijażem twarzy, nawet tym mocnym. Lekki, codzienny makijaż oka również zmywa bez zarzutu. Jednak w przypadku mocnego makijażu oczu musiałam się odrobinę bardziej napracować i powtórzyć aplikację. Mocny makijaż nie zdarza mi się często, więc ode mnie za to tylko mały minusik. Wadą emulsji ALGOPURE jednak jest to, że w przypadku oczyszczania z użyciem dłoni potrafi lekko szczypać w oczy. Być może wynika to ze zbyt dużej ilości kosmetyku. Nie odczujemy tego jednak przy aplikacji za pomocą jedno lub wielorazowych wacików kosmetycznych. Zaraz po zmyciu kosmetyku z twarzy szczypanie znika a skóra jest miękka i delikatna, nie ma też uczucia "mgły" na oczach jak zdarza się to czasem w przypadku demakijażu olejami.


DELIKATNY ŻEL DO MYCIA TWARZY ALGOPURE :klik:


    w 100% wegański żel do mycia twarzy delikatnie ale i skutecznie oczyszcza skórę z zanieczyszczeń oraz resztek makijażu, Dzięki zawartości wyciągu z alg morskich i wody z norweskiego lodowca odżywia, nawilża i chroni skórę. Żel doskonale sprawdzi się w codziennej pielęgnacji skóry twarzy, również tej wrażliwej. Dzięki swojej formule żel zapewnia skórze ukojenie i uczucie świeżości

 


    W składzie żelu ALGOPURE na próżno szukać SLS, SLES czy innych tym podobnych detergentów. Tak jak w przypadku emulsji do demakijażu znajdziemy tu ekstrakty i wyciągi z alg, wyciągi z glonów i plechy a jako substancje myjące mamy łagodne środki powierzchniowo- czynne jak na przykład kokamidopropylobetaina.  




    Bardzo polubiłam ten delikatny żel do mycia twarzy ALGOPURE. Konsystencja żelu jest bardzo klasyczna i wystarczy jedna kropelka wielkości ziarna grochu, by umyć całą twarz, szyję i dekolt. Żel świetnie domywa resztki makijażu i nie szczypie w oczy. Zapach ma bardzo delikatny ale też charakterystyczny dla kosmetyków SENSUM MARE, przypomina męskie perfumy. Doskonale odświeża skórę po nocy, działa pobudzająco o poranku i kojąco przed snem. Kosmetyk nie pieni się szczególnie mocno, mimo to bardzo dobrze rozprowadza się na wilgotnej skórze twarzy i łatwo się zmywa. Nie zauważyłam podrażnień, wysuszenia czy uczucia ściągnięcia, co bardzo mnie cieszy. Prawdę mówiąc nie wiem co więcej napisać poza tym, że jest to naprawdę świetny kosmetyk. Spełnia wszystkie swoje podstawowe zadania, dobrze pachnie, nie podrażnia skóry. Klasyczna tuba z charakterystycznym dla marki minimalistycznym designem wygląda bardzo elegancko. Podtrzymuję to, co napisałam w poprzedniej recenzji kosmetyków SENSUM MARE - piękno tkwi w prostocie.





    Sklep TOPESTETIC jak zawsze stanął na wysokości zadania, a dzięki poradom dermokonsultantek mogę być spokojna o właściwy dobór kosmetyków do potrzeb mojej skóry. Gadżety i próbki, które znalazłam w przesyłce na pewno przydadzą się przy okazji wyjazdu do Kijowa :)



Jak widzicie, moje drugie spotkanie z marką SENSUM MARE wypadło naprawdę nieźle. Dobrze wiecie, że nie ma kosmetyków idealnych ale czasem wystarczy zmienić sposób aplikacji, by osiągnąć oczekiwany i zadowalający efekt. Jestem naprawdę zadowolona i ciekawa kolejnych kosmetyków tej marki. Może jesteście w stanie coś polecić? Dajcie koniecznie znać :)




Poprzedni post z tej serii: KOSMETYCZNE RECENZJE PART 23 - RESIBO OD TOPESTETIC

Copyright © in progress , Blogger